Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi sirmicho z Gdańska.

Dystans całkowity: 21855.64 km
Dystans w terenie: 3601.50 km
Średnia prędkość: 20.71 km/h
Dystans w terenie podaję na oko. Więcej o mnie.

Statystyki


button stats bikestats.pl
poprzednie lata
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sirmicho.bikestats.pl

Kontakt

|




Dane wyjazdu:
146.00 km 50.00 km teren
07:05 h 20.61 km/h
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura:
Podjazdy:923 m
Rower:

Po Kaszubach

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · dodano: 26.08.2013 | Komentarze 4

Brat z rodzinką spędza wczasy na Kaszubach, więc pomyślałem, że go odwiedzę.
Zaplanowałem trasę (z pomocą Turysty, dzięki) i w drogę.


AKT I - DOJAZD

Jechało się bardzo dobrze, pomijając fakt, że łańcuch od początku zachowywał się dziwnie. Czułem, że co jakiś czas o coś zahacza. Nie znalazłem przyczyny (choć jakoś specjalnie się na tym nie skupiałem) i jechałem tak aż do celu. Trasa przebiegała pod znakiem asfaltów, ale zdarzały się też i odcinki terenowe. Jak chociażby las od Skrzeszewa Żukowskiego do Majdanów. Niby las, niby teren, ale śmigało się szybciej niż niejednym asfaltem. Świetna droga. Przed wyjazdem z lasu zrobiłem sobie dłuższy postój.
Przed Majdanami © sirmicho


Ruch samochodowy o tej porze był znikomy, także warunki do jazdy mialem komfortowe. Nie licząc oczywiście faktu, że bolały mnie plecy i siedzenie, ale to wina źle ułożonego siodełka. Od czasu zerwania śruby mocującej nie mogę dojść do optymalnego ustawienia. A nawet zaczynam się zastanawiać czy nie mam za małej ramy.

Z Roztoki miałem pojechać inną drogą niż pierwotnie zaplanowaną, ale wygląda na to, że wprowadzając poprawki do trasy zapomniałem o tym odcinku. W wyniku czego przejechałem się kawałek piaszczystą drogą (ale nie było tak źle) tylko po to, żeby trafić komuś na gospodarstwo. Trzeba było improwizować. Zawróciłem i odbiłem na zachód. Trafiłem w końcu na wojewódzką drogę i tam już ekspresowym tempem dojechałem do miejsca, w którym planowo miałem wyjechać.

Dalej specjalnie nic ciekawego się nie działo. Do momentu wjazdu do lasów za Wielkim Podlesiem. Byłem w okolicy parę lat temu (nie na rowerze) i dobrze pamiętałem, że w lesie jest sporo piasku. W końcu to las iglasty. W związku z tym jechało się nie najciekawiej, ale też tragedii nie było. W końcu wyjechałem na asfalt i zrobiłem zdjęcie pod tablicą kierującą do ośrodka, w którym właśnie kilka lat temu byłem.
Debrzyno © sirmicho


Za chwilę byłem już na miejscu. Dokładnie o godzinie dwunastej. Zgodnie z planem.

AKT II - NA MIEJSCU


Ośrodek wypoczynkowy Politechniki Gdańskiej wygląda jakby czas się w nim zatrzymał. I to w latach siedemdziesiątych. Wszystko tam przypominało wyglądem ośrodki peerelowskie. Oczywiście, na szczęście, w miarę odnowione. Co nie oznacza, że było tam kiepsko. Fajne miejsce, cisza i spokój. Wypocząć można.

Na miejscu wita mnie brat, za chwilę dołączam do reszty rodzinki. Filip, chrześniak, chwali się jak jeździ na rowerze. A jeździ od... wczoraj. Niesamowite, że niektórzy uczą się jeździć na rowerze kilka miesięcy (ja), a niektórzy pojmują to w tydzień (Filip). Nie umiał jeszcze jeździć w linii prostej, no ale przecież nie można wymagać za dużo, to dopiero drugi dzień.

Przed obiadem idziemy z dzieciakami i bratem (na nowym rowerze) na krótką przejażdżkę. Przedtem jednak przyglądam się łańcuchowi. Dostrzegam wreszcie powód dziwnych przeskoków. Łańcuch zahacza o fragment wózka. Nie wiem jak i dlaczego. Spróbowałem odgiąć kolizyjny frgament wózka, choć nie liczyłem na sukces. NA wszelki wypadek założyłem jeszcze łańcuch odwrotnie i nasmarowałem go. Odpukać, ale warunki jezdne się poprawiły.

Ruszamy na wycieczkę. Wjeżdżamy w las, gdzie piaszczystymi dróżkami brniemy twardo przed siebie. Filip co rusz zalicza glebę, ale dzielnie za każdym razem zbiera się do kupy i jedzie dalej.

Na szlaku nad jeziorem Jelenim © sirmicho


W końcu odbijamy w prawo i trafiamy na czerwony szlak wzdłuż jeziora Jeleniego. Jak się okazuje szlak nie jest wytyczony z myślą o rowerzystach. Wąsko i sporo korzeni, a do tego momentami stromo.
Jezioro Jelenie © sirmicho


W końcu udaje się dotrzeć do ośrodka, gdzie wszyscy idziemy na obiad. A na obiadek rosołek oraz kotlet schabowy z kapustą i ziemniakami. Kotletem będzie mi się odbijać przez połowę drogi do domu, ale co tam. Smaczny był.

AKT III - POWRÓT


Objedzony i zaopatrzony na powrót (uzupełniona woda i banan) zbieram się w drogę do domu. Brat decyduje się towarzyszyć mi przez chwilę. Jedziemy razem do Wąglikowic, gdzie rozdzielamy się. Kieruję się na Kościerzynę. Ruch samochodowy o tej porze znacznie się nasilił i już wiedziałem, że powrót nie będzie tak przyjemny. Dodatkowo ochłodziło się i wiało dość mocno prosto w twarz. Marny zwiastun.

W Kościerzynie zjeżdżam na brukowaną ddr, ale wbrew pozorom jedzie się nim bardzo wygodnie. W końcu muszę jednak opuścić ddr i zjeżdżam na lewo... wprost na ul. Kolejową. Po jakimś czasie jazdy tym czymś przypomniałem sobie, że emonika wspominała mi o tej drodze i jej opinia była bardzo, ale to bardzo nieprzychylna. Teraz wiedziałem już czemu. Droga jest szeroka, leży na niej sporo kamieni, ale niestety przez cały czas (a było to jakieś 8 km) mocno nierówna. Tyłek domagał się już, wręcz krzyczał, żebym przestał jechać. I faktycznie w pewnym momencie robię przerwę, bo szału można dostać.

Wykończony docieram wreszcie do Gołubia, gdzie droga jest już porządna. Ale od tego momentu dołącza nowy element - podjazdy. Na całe szczęście widoki są przednie i w części rekompensują moje fizyczne wyczerpanie.
Gołubie © sirmicho


Kawałek dalej jest jeszcze piękniej. Na wylocie z Krzesznej są tak piękne widoki, że robię sobie tam najdłuższy postój. Kładę się wygodnie na trawce i konsumuję banana, delektuję się powietrzem i widokami.
Krzeszna © sirmicho

Krzeszna © sirmicho

Krzeszna, widok na jezioro Ostrzyckie © sirmicho


Niestety sielanka nie może trwać wiecznie, zwłaszcza, że jeszcze spory kawałek przede mną. W sumie dalej nie ma się co specjalnie rozpisywać. Sił już nie miałem ale jakoś brnąłem przed siebie. Ruch samochodowy nie ustępował, a do tego zaczynało powoli się ściemniać.

Wreszcie docieram do domu, dokładnie o godzinie dwudziestej. Zgodnie z planem.
Kategoria solo, wypady



Komentarze
Qbuss
| 20:39 poniedziałek, 26 sierpnia 2013 | linkuj Świetna wycieczka. Kurcze, ale u Was są piękne widoki.
Następnym razem do Lusziego zabiorę mojego nowo wskrzeszonego górala:)
sirmicho
| 18:00 poniedziałek, 26 sierpnia 2013 | linkuj grzehoo,
szykuj formę :)
grzehoo | 17:59 poniedziałek, 26 sierpnia 2013 | linkuj No, super wyprawa, dobrze że nie padało i dotarłeś bezpiecznie w tę i nazad.
Dzięki za odwiedziny, może teraz pojeździmy częściej razem :)
emonika
| 13:26 poniedziałek, 26 sierpnia 2013 | linkuj no nie ! taka wycieczka i beze mnie ?!! no jak mogłeś ! hihih żartuję. wiem że czasami najlepiej jest samemu :)
wspaniały dystans i rewelacyjnie spędzony dzień.
Fajnie się czyta relację ze swoich "prywatnych osobistych" stron rowerowych :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa itree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]