Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi sirmicho z Gdańska.

Dystans całkowity: 21855.64 km
Dystans w terenie: 3601.50 km
Średnia prędkość: 20.71 km/h
Dystans w terenie podaję na oko. Więcej o mnie.

Statystyki


button stats bikestats.pl
poprzednie lata
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sirmicho.bikestats.pl

Kontakt

|




Dane wyjazdu:
47.11 km 22.00 km teren
02:38 h 17.89 km/h
Maks. pr.:45.12 km/h
Temperatura:
Podjazdy:400 m

Miało być niebieskim szlakiem

Sobota, 21 sierpnia 2010 · dodano: 21.08.2010 | Komentarze 1

Ania śmigała dziś rano do pracy więc pomyślałem, że ją odprowadzę do Wrzeszcza a potem sobie gdzieś skoczę. W zamiarze miałem niebieski szlak w TPK. Znam go fragmentarycznie, myślę, więc warto by go poznać w większej części.

Wstaliśmy przed szóstą, a kilka minut po brykaliśmy już naszymi rowerkami. Do Wrzeszcza standardowo. Po rozdzieleniu pojechałem ulicą Do Studzienki, potem Traugutta, Sobieskiego i Wileńską, celem dotarcia na Morenę. Nie spodziewałem się, że będzie to tak wymagający odcinek. Jadąc Wileńską miałem już dość, a przecież to dopiero początek. Okazało się w międzyczasie, że wzdłuż Wileńskiej, już przed skrzyżowaniem z Jaśkową Doliną, wiedzie ścieżka rowerowa. Dobrze, że ją wypatrzyłem, bo była kompletnie nieoznakowana (ani pionowo, ani poziomo, ani nawet krzyżowo).

Na Morenie, moich starych śmieciach, tam się wychowywałem, śmignąłem wzdłuż Jaśkowej, potem chodnikiem (tak, tak, chodnikiem, bo nie będę ryzykował potrącenia jadąc Rakoczego) i Bulońską (tu już po jezdni). Myśliwską pociągnąłem aż do zjazdu na poligon. Na Myśliwskiej dwa absurdy - pierwszy to ścieżka rowerowa, o której istnieniu dowiedziałem się po jakimś czasie. Wszędzie w Gdańsku ścieżki są czerwone, a na Myśliwskiej to chodnik jest czerwony, a ścieżka szara. Nieoznakowana. Cóż, była kiedyś oznakowana znakami poziomymi, ale widać, że prowadzone były tam jakieś remonty, bo wymalowany rower został rozebrany a potem poskładany w bliżej nieokreśloną formę. Druga bzdura to zatoczka dla autobusów na samym końcu. To znaczy zatoczka jest w porządku, ale wstawiono przed nią znak zakaz ruchu z napisem "nie dotyczy komunikacji miejskiej", co oznacza, że powinienem zsiąść z roweru i poprowadzić go kilkanaście metrów, żeby zjechać na polną dróżkę. A wystarczyłoby doczepić mój ulubiony znak:


Dalsza część to przeprawa przez teren dawnego poligonu. Niestety miejscami, a dokładnie w jednym miejscu, trasa totalnie zryta przez quady (miejsce przejazdu przez strumyk). Straszne.

W końcu dopchałem się do niebieskiego szlaku. I miałem już dość. To chyba nie był odpowiedni dzień na takie wojaże. Ale skoro już tu jestem...

Dolina Strzyży jest piękna. Trasa niebieskiego i zielonego szlaku w tym miejscu również. Teren zróżnicowany - górka, dołek, górka, dołek, kałuża, górka, błotko. Super. A dokoła piękne widoki ze Strzyżą w tle. Tak mnie zaaferowały te górki i dołki, że przeoczyłem miejsce, w którym szlaki się rozbiegają i jechałem kawałek zielonym, którym zazwyczaj tamtędy przejeżdżałem. Znalazłem w końcu odnogę i powróciłem na niebieski, przekraczając Strzyżę przez mostek. Okazało się, że bez sensu, bo już za moment szlaki znów się zbiegały i prowadziły na Matemblewo.

Tam zatrzymałem się na moment. Napiłem się ze źród... z kranu. Woda również smakowała jak z kranu. Od razu przeszła mi myśl, że szkoda, że nigdy tej wody nie próbowałem. Dziś spróbowałem i mi wystarczy. Do tej ze Źródła Marii się nie umywa... dosłownie.

Z powrotem na rower i niebieskim do Słowackiego. Nigdy nie przekraczałem Słowackiego w tym miejscu... i nigdy nie będę. Okazało się, że po drugiej stronie niebieski szlak prowadzi karkołomnym spadkiem a potem kretyńsko stromym podjazdem. Nie, dziękuję, pomyślałem i pojechałem chodnikiem w górę Słowackiego. I dobrze zrobiłem, bo za moment wjechałem sobie do lasu szerokim wjazdem (znów zakaz ruchu za wyjątkiem pracowników leśników) i kawałek dalej dołączyłem do niebieskiego szlaku. Dróżka była bardzo fajna i przyjemna prócz dwóch momentów, w których trzeba było zsiąść z rumaka i przenieść go przez walające się kłody. Panowie leśnicy - uprzątnijcie je.

Niebieskim szlakiem, który niestety miejscami rozryty był przez wielkie opony ciężkich pojazdów, dotarłem w końcu do skrzyżowania Szwedzkiej Grobli z Kleszą. Myślę sobie, że teraz to już z górki i lajcik. Jadę więc niebieskim szlakiem pełny nadziei. Cóż, szybko nadzieja wyparowała. Mimo, że Klesza, która idzie w miarę równolegle do szlaku, prowadzi mocno w dół, to niebieski szlak poprowadzony jest na grzbiecie górki. Bardzo ładnie, nie powiem, ale też niebezpiecznie. Dróżka wąska, upstrzona wieloma korzeniami. Jechało się ciężko, choć szybko. Było kilka zjazdów i wjazdów.

W końcu dotarłem do Doliny Węży i od tego miejsca zaczęły się kłopoty. Trasa, choć do tej pory wcale nie była łatwa, przeobraziła się w koszmar. Zaliczyłem nawet pierwszą w spd glebę. Musiałem gwałtownie zahamować, bo przed kołem wyrósł mi nagle pieniek. Straciłem równowagę, rower zaczął się przechylać na nogę i noga... wypięła się z pedała, co bardzo mnie ucieszyło. Mniej radości sprawił mi fakt, że nastąpiło to już jak leżałem na ściółce. Grunt, że nic mi się nie stało. Z powrotem na rower i jazda dalej. Ale nie. Okazało się, że czeka mnie droga prosto do grobu. Stomo w dół, masa wijących się po ziemi korzeni. Nie, nie dziękuję. Sprowadzenie roweru sprawiło mi sporo problemów, nie wiem jak można tamtędy zjechać. A sądząc po śladach jakie tam widziałem to się dało. Niestety nie miałem ze sobą aparatu, bo tę górkę warto było sfotografować.

No to jestem w Dolinie Radości i na ul. Bytowskiej. Śmigam dalej, wiedząc, że za chwilę czeka mnie męczący wjazd na Pachołek. Wybrałem jednak wariant łatwiejszy (czyt. przejezdny) czyli na Pachołek wjechałem utwardzoną nawierzchnią od ul. Tatrzańskiej. Na Pachołku chwilę odsapnąłem i ruszyłem dalej. Zazwyczaj na rozwidleniu wybieram szlak zielony. Tym razem pojechałem niebieski, bo takie było założenie tej wycieczki. Pal licho, że i tak nie jechałem niebieskim cały czas. Nieistotne. Bardzo fajna droga. Niestety szybko następuje zjazd, a potem mocny podjazd, czego na zielonym szlaku się nie doświadcza. Ale całkiem fajny jest szlak w tym miejscu, choć zdecydowanie nie na moje siły tego dnia. Wjechałem, ale z jęzorem wkręcającym się w szprychy.

Docieram w końcu na Drogę Nadleśniczych, która wciąż jest mokra i błotnista. Z uśmiechem na twarzy mijam drzewo, na korze którego niebieska strzałka zachęca mnie bym skręcił w prawo.
- Spitalaj - klnę do niej pod nosem i jadę prosto, wiodący widokiem szerokiego asfaltu.

A tam już wiadomo - zjazd do Spacerowej, przejażdżka koło Reala, trochę kamieni i już jestem w Owczarni.

Ufff... można odsapnąć.

Nie, nie można. Tata dzwoni. Prosi o asystę. Trzeba psa do weterynarza dostarczyć. Szczepienie.
- Okey - mówię i jadę. Do nich mam rzut beretem, ale po wyczerpującej wycieczce to i rzut beretem sprawia problemy.

Nazar, bo tak się ów zwierz nazywa, został zapakowany do auta. Wizyta u weta przebiegła bezboleśnie i bezproblemowo. Od rodziców wracało mi się całkiem przyjemnie.

No i to wszystko... wreszcie usiadłem i mogę odpocząć.

Dzwoni telefon.
- Cześć, kochanie - wita damski głos. Zaraz kończę. Przyjedziesz po mnie?

_______

Trasa:


_______
No i na koniec zagadka, ale od razu uprzedzam, że oprócz pochwały w komentarzu oraz dumy i zadowolenia zgadującego, nie została przewidziana żadna nagroda.
Oto Nazar:


Jakiej jest rasy?
Dla ułatwienia podpowiem, że nie jest to:
Kategoria solo, tpk, wypady



Komentarze
adas172002
| 12:46 sobota, 21 sierpnia 2010 | linkuj Pasjonująca relacja.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa posob
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]