Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi sirmicho z Gdańska.

Dystans całkowity: 21855.64 km
Dystans w terenie: 3601.50 km
Średnia prędkość: 20.71 km/h
Dystans w terenie podaję na oko. Więcej o mnie.

Statystyki


button stats bikestats.pl
poprzednie lata
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sirmicho.bikestats.pl

Kontakt

|




Dane wyjazdu:
202.27 km 8.00 km teren
07:34 h 26.73 km/h
Maks. pr.:50.82 km/h
Temperatura:
Podjazdy:415 m

Żuławy Wkoło

Sobota, 25 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 16

No i stało się. Wystartowałem w maratonie, choć podchodziłem do startu sceptycznie. Po pierwsze mój organizm wyraźnie zwolnił obroty ostatnio, a po drugie nie mogłem doprowadzić mojego roweru do odpowiedniego stanu przed startem. Koniec końców jechałem na obcierającym hamulcu, co w rzeczywistości oznaczało, że jechałem hamując.

Do Tczewa zabraliśmy się (z kumplem i kuzynem) pociągiem. Jeszcze przed startem trochę nam ciśnienie się podniosło. Przy zapisach jasno określiliśmy, że chcemy jechać w jak najwcześniejszej grupie, ale wszyscy razem. Dostaliśmy, a właściwie tylko jeden z nas dostał, maila z informacją, że cała nasza trójka startuje o 9.15. Cóż, w biurze startowym na miejscu okazało się, że tylko kuzyn jest zapisany na 9.15 a reszta na 9.30. Ale na starcie i tak ustawiliśmy się z grupą o 9.15 (uprzednio ustalając to z obsługą).

Przed startem © sirmicho

Rumaki © sirmicho


Skoro napomknąłem już o organizacji to od razu napiszę co mam do napisania na ten temat. Trasa zmieniała się kilkakrotnie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt zmiany trasy dzień przed wyścigiem. Dystans zwiększył się o 5 km. Ale to też nic takiego. Dzień przed wyścigiem okazało się również, że obsługa mety kończy pracę o 19:00 a nie o 20:00, co dla niektórych mogło mieć znaczenie. Oprócz informacji na stronie (która nie została zresztą jakoś wyeksponowana) nie został rozesłany mail do uczestników. Moim zdaniem o takich rzeczach powinno się uczestników informować. Co jeszcze z minusów? Bufety. Nie chodzi mi o jakość, bo były rewelacyjne. Właściwie niczego na nich nie brakowało - była woda, pyszne pierożki, grochówka, kluseczki, banany - i wszystko było smaczne. Natomiast bufetów było mniej niż zostało to zaznaczone na mapie. Na najbardziej wymagającym odcinku (Malbork - Janowo), gdzie jechaliśmy pod wiatr, krajową 55-tką przy sporym ruchu samochodowym, i pagórkowatym (jak na Żuławy) terenie, nie było żadnego bufetu, mimo oznaczenia bodaj dwóch na mapie. Zresztą tuż za Malborkiem miałem kryzys. Ale to taki, że aż musiałem się zatrzymać i zeżreć dwa marsy popijając dużą ilością isostara. Potem jechało mi się już lepiej, ale przyznam szczerze, że nie było mi łatwo.

Kolejny minus to nawierzchnia. Momentami, a było ich całkiem sporo, więcej było dziur niż asfaltu. Góralem pół biedy, ale koledzy i koleżanki na kolarzówkach musieli uważać.

Początkowa część trasy minęła bardzo szybko. Doczepiliśmy się do grupki kolarzy i gnaliśmy za nimi aż do Świbna. Tam załapaliśmy się na pierwszy kurs promu, co oznaczało, że dogoniliśmy grupę startującą o 9:00. Gdybyśmy nie załapali się na prom to musielibyśmy odczekać na brzegu jakieś pół godziny na kolejny kurs.

Na prmie w Świbnie © sirmicho

Na promie w Świbnie © sirmicho


Po drugiej stronie brzegu peleton szybko się rozrzedził i potworzyły się mniejsze grupki. Minąłem w pewnym momencie Kugu, ale potem dziewczyna nas zdystansowała. Czytając jej relację jestem pod wielkim wrażeniem. Kugu - świetny czas.

Do Ostaszewa jechaliśmy w grupce składającej się z czterech osób. Wiatr mocno dawał się we znaki więc co kilometr zmieniał się lider grupki, dając osłonę pozostałej trójce. W Ostaszewie zjechaliśmy na bufet (pierożki pycha), natomiast nasz kompan śmignął dalej sam.

Bufet w Ostaszewie © sirmicho


Dalej pojechaliśmy w trójkę stosując dalej kilometrowe zmiany. System sprawdzał się bardzo dobrze. Po minięciu Malborka dopadł mnie kryzys, o czym pisałem wcześniej. Od tego momentu wyczekiwałem z utęsknieniem bufetu w Sztumie, ale jak już minęliśmy zieloną tablicę z przekreśloną nazwą miasta jasne stało się, że tego bufetu tam nie ma. To samo miało miejsce kawałek dalej w Ryjewie. W końcu zatrzymaliśmy się przy jakimś sklepie i zaopatrzyliśmy się w odpowiednie napoje.

Bufet spotkaliśmy dopiero w Benowie. Kawałek dalej, w Białej Górze zrobiliśmy krótki postój nad Nogatem, żeby przyjrzeć się okazałej śluzie.

Śluza w Białej Górze © sirmicho

Śluza w Białej Górze © sirmicho

Śluza w Białej Górze © sirmicho


Za wikimapia.org:
Śluza komorowa o konstrukcji betonowej, z wrotami dwuskrzydłowymi o napędzie ręcznym, oblicowana cegłą klinkierową. Całkowita długość - 104,5m. Długość samej komory - 57m. Zbudowana w latach 1912 - 1915. Łączy Wisłę z Nogatem od czasu zamknięcia jego poprzedniego biegu tamą przeciwpowodziową.


Jeszcze jeden bufet czekał na nas w Miłoradzu, a potem już meta w Tczewie. Myślałem, że ostatnie kilometry pójdą łatwo, bo jechało się nawet całkiem sprawnie, ale asfalt był tak dziurawy, o czym z resztą informował napis na jezdni "dzióry!", że moje pośladki błagały o litość. A do tego nażarłem się grochówki w bufecie... i sami wiecie co się dzieje, podczas takiej trzęsiawki.

Na metę dotarliśmy w okolicach godziny 17:00, gdzie od razu powitały nas panie, wręczające medale i dyplomy. Na miejscu można było skorzystać z masażu oraz zjeść ostatni posiłek (pyszny makaronik) maratonu. Na masaż nie starczyło czasu, bo szybko musieliśmy się zwinąć na pociąg.

Już na mecie © sirmicho


Przed startem mieliśmy plan, by do Gdańska wrócić na kołach (żeby przekroczyć magiczną granicę 200 km), ale szczerze mówiąc byłem tak wyczerpany, że chyba bym nie przeżył takiej jazdy po zmroku. Poszliśmy na kompromis i dojechaliśmy do Gdańska Głównego pociągiem, a potem już na kołach po ścieżce do Oliwy i już w egipskich ciemnościach rozświetlanych przez nasze lampki (czołówka z lidla nawet dała radę) przez las pomknęliśmy w górę na Owczarnię.

Małe podsumowanie
Wynik maratonu to przejechane 170 km w czasie 7:39:42 (wliczając w to postoje).
Z dojazdami od i do domu udało się przekroczyć magiczną granicę 200 km z czego jestem bardzo dumny. Niniejszym pobiłem rekord najdłuższego dziennego dystansu (poprzedni wynosił 140 km). Przede wszystkim cieszę się, że udało mi się zwalczyć nie najlepszą dyspozycję, zarówno swoją jak i roweru.
Mimo kilku niedociągnięć organizatorskich to mimo wszystko uważam imprezę za udaną. Wymieniłem już minusy, a z plusów to: bardzo dobrze oznaczona trasa za pomocą farby na jezdni; obstawione skrzyżowania przez straż miejską i policję (choć na najtrudniejszym skrzyżowaniu obstawy zabrakło); obsługa trasy na motocyklach, dawała poczucie bezpieczeństwa; wyśmienita atmosfera zwłaszcza na punktach postojowych (bufetach); pyszne jedzenie tamże.

No a dzisiaj wszystko mnie boli. Ale warto było.

A oto trasa w całej okazałości:


Zdjęcia:
Galeria 1
Kategoria wypady



Komentarze
emce
| 21:07 poniedziałek, 4 października 2010 | linkuj 200 kilo! brawo! widzę że fragment Twojej trasy pokrył się z moją trasą Żuławską (Piekło - Miłoradz - Mątowy Wlk) - i to jej nienajciekawszym kawałkiem :)
adas172002
| 18:32 czwartek, 30 września 2010 | linkuj A ja już mam ;-) w sklepie byli bardzo zdziwieni, dlaczego w lipcu klient pyta o zimowe rękawice i ochraniacze na buty :-))) załapałem się na promocję z sezonu zimowego 2009/ 2010, trzecia rzecz - czapka - gratis
sirmicho
| 20:05 środa, 29 września 2010 | linkuj Na razie jestem na wyjeździe. W weekend muszę nad bikiem posiedzieć i coś poregulować i pewnie w poniedziałek do pracy rowerkiem. Muszę tylko kupić sobie te osłony na buty i rękawiczki od razu.
marchos
| 20:00 środa, 29 września 2010 | linkuj To kiedy znowu na O-O kołach do pracy? ;-)
sirmicho
| 19:47 środa, 29 września 2010 | linkuj Właściwie to już jest ok. Żyję:)
marchos
| 17:37 środa, 29 września 2010 | linkuj Jak tam nogi i kolana? Dochodzą już do siebie?
Anonimowy tchórz | 14:55 środa, 29 września 2010 | linkuj jakeshake:bój się Boga-wziąć, a nie wsiąść
kuguar
| 10:30 środa, 29 września 2010 | linkuj Relacja świetna! Gratuluję przekroczenia magicznej dwusetki:) Uczucie spełnienia po wjeździe na metę jest wspaniałe, fakt pokonania swoich słabości - oby ten czas do kolejnej edycji szybko minął! Pozdrower!!!
emonika
| 07:24 środa, 29 września 2010 | linkuj no no no GRATULACJE !!!
To teraz już się nie wykręcisz od Harpagana ! ;)
Pozdrawiam !
Luszi
| 18:41 niedziela, 26 września 2010 | linkuj Wielki szacun, jestem pod wrażeniem. :) To może i na Harpagana pojedziesz?
adas172002
| 17:56 niedziela, 26 września 2010 | linkuj Gratulacje! wypatrzyłem Twojego kubę na zdjęciu w oficjalnej galerii picassa
marchos
| 14:58 niedziela, 26 września 2010 | linkuj Brawo !!! Gratulacje !!! Piękny dystans, piękna średnia. Dałeś radę !!!!
200 kilosów to już DUŻA RZECZ !!!
Szkoda że nie mogłem pojechać z Wami :-(
Anonimowy tchórz | 10:55 niedziela, 26 września 2010 | linkuj Ja też Ci gratuluję synu ,mama też, Zresztą wszystkim Wam należą się słowa uznania. W końcu jesteście amatorami, a KUGU to już czysty odlot.
KOCURIADA
| 08:40 niedziela, 26 września 2010 | linkuj ŁAAAAŁ! Toście se zrobili wycieczkę krajoznawczą...MEGAgratulacje dla Ciebie i dla Kwaśnego! :D
JakeShake
| 08:39 niedziela, 26 września 2010 | linkuj Do Malborka chyba ciągnąłem grupę w której byłeś,potem trochę odpuściłem i mnie wyprzedziłeś. Ogólnie trzeba przyznać,że impreza była bardzo udana.Ba! Według mnie lepiej przemyślana niż Kaszeberunda. Dyplomy było dostępne od ręki na mecie. 2 największe minusy to oczywiście: dziury,gdzie czułem się jakbym jechał po Księżycu,takie tam były kratery..oraz odległość jaką trzeba było pokonać do bufetu w Benowie. Alee,udało się, dojechało się z uśmiechem na twarzy. Gratuluję i mam nadzieję,że w przyszłym roku również uda się wziąść udział w tej imprezie.
Pozdrower Kuba
Kajman
| 08:28 niedziela, 26 września 2010 | linkuj Gratulacje:)
Piękny dystans:)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa obiep
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]