Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi sirmicho z Gdańska.

Dystans całkowity: 21855.64 km
Dystans w terenie: 3601.50 km
Średnia prędkość: 20.71 km/h
Dystans w terenie podaję na oko. Więcej o mnie.

Statystyki


button stats bikestats.pl
poprzednie lata
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sirmicho.bikestats.pl

Kontakt

|




Dane wyjazdu:
56.25 km 22.00 km teren
02:47 h 20.21 km/h
Maks. pr.:47.97 km/h
Temperatura:
Podjazdy:311 m

Zwierzęta to mnie lubią

Sobota, 13 listopada 2010 · dodano: 13.11.2010 | Komentarze 3

Cztery dni bez roweru to stanowczo za długo. Nosiło mnie już od jakiegoś czasu, by wsiąść na siodło, ale pogoda zawsze mnie zniechęcała. Dziś się udało. Trasę zaplanowałem już dawno a wyglądała tak:


Początek trasy to głównie leśne i gruntowe drogi. Miejscami spore kałuże, które jednak dało się pokonać na kołach, lub obchodząc dokoła. Błota na szczęście nie trafiłem. Na szczęście, bo nie lubię się w nim taplać.

Strasznie dziś wiało, ale przekonałem się o tym dopiero jak wyjechałem z lasu za Chwaszczynem. Za Bojanem odbiłem w prawo w kierunku Jeziora Marchowo. Bardzo fajny asfalcik na tym odcinku. Przy kapliczce odbiłem w lewo na drogę gruntową. I pstryknąłem sobie takie oto zdjęcie.
Okolice Kielna © sirmicho


Jezioro Marchowo, które tak naprawdę składa się z dwóch jezior (Wschodnie i Zachodnie Marchowo), przedzielonych wąskim kawałkiem lądu, objechałem dokoła. Bardzo fajne jeziorko. Tak fajne, że aż popstrykałem sobie tutaj kilka zdjęć:)
Nad jeziorem Marchowo © sirmicho

Łabędź © sirmicho

Łabędź © sirmicho

Od północnej strony jeziorka trasa mocno terenowa. Ale nadal bardzo przyjemna. Dużo korzeni, wąska ścieżka, a później nieco podmokłych terenów, które zmusiły mnie na odjechanie kawałek od jeziora.
Jezioro Marchowo © sirmicho

Kwaśny Kuba nad jeziorem © sirmicho

Kwaśny Kuba nad jeziorem © sirmicho

Na poniższym zdjęciu widać kawałek lądu rozdzielającego oba jeziora.
Jezioro Marchowo © sirmicho


Dalej udałem się kawałek asfaltem i potem znów odbiłem na gruntową drogę. Wspiąłem się trochę pod górkę i... musiałem się zatrzymać. Na drodze stanęło mi to:
Krówka © sirmicho

i to:
A to już nie wiem czy krówki © sirmicho

O ile to pierwsze to krowa, to co do tych pozostałych nie mam takiej pewności. Gapiłem się na to bydło z równie durną miną co te zwierzaki na mnie. W końcu stwierdziłem, że bezpieczniej będzie się jednak wycofać. Próbowałem znaleźć jakąś inną dróżkę, którą dołączyłbym do wytyczonej trasy, ale nic z tego. W końcu musiałem wrócić na asfalt. Akurat to żadna strata. Ruch mały więc i asfaltem było miło.

Za Kielnem przeżyłem piekło... a właściwie najadłem się nieźle strachu. Jadę sobie walcząc z wiatrem, kiedy nagle zza drzew wybiega mi coś takiego:
.
No, może wyglądało bardziej pospolicie... pies, dość spory... ale dostrzegam podobieństwo w zębach. Pędził na mnie jak durny. Zasadniczo wiem, że powinienem się zatrzymać i sprawić żeby pies zdurniał, ale gdybym się zatrzymał, to wylądowałbym na plecach z psem i rowerem na sobie. Przyspieszyłem więc łudząc się, że piesio da sobie spokój. Ale gdzie tam, pogonił mnie i zorientowałem się że nie żartuje. Pierwszy raz nie trafił, ale za drugim dziabnął mnie w nogę. A potem odbiegł ode mnie. Zatrzymałem się kawałek dalej. Spodnie całe, co dziwne bo czułem, że mnie użarł. Pod spodniami miałem drobną ranę, na szczęście nic poważnego. Tylko cholera jasna, nie wiadomo co to było za bydle i czy czegoś mi z tym ugryzieniem nie przekazało. Mam nadzieję, że nie. Pies najwyraźniej urwał się z łańcucha, bo u szyi wisiało mu jedno ogniwo tegoż, takie całkiem spore. Dobrze byłoby znać właściciela psa, ale jakoś nie miałem ochoty wracać do niego i sprawdzać czy ma plakietkę na szyi "Hej, jestem Atos, jak się zgubię to dzwoń pod numer... ". Jedno ugryzienie wystarczy.

Dalsza część trasy to nic nadzwyczajnego. Nudne asfalty. Ciekawie było tylko pod koniec. Za Baninem w kierunku Barniewic pojechałem leśnym skrótem. W lesie przywitała mnie plakietka że to teren prywatny, ale jakoś kilka innych osób tym się nie przejęło. Pojechałem więc. W pewnym momencie trafiłem na taką fajną kładkę:
Kładka © sirmicho


No i to tyle. Chyba jednak trzeba będzie do codziennego wyposażenia dołożyć gaz, żeby uniknąć takich niespodzianek jak dziś. Jak na złość ojciec jakiś czas temu chciał mi dać taki gaz... ale przecież nie, bo po co... nie przyda się przecież. No i mam.
Kategoria wypady, solo



Komentarze
Anonimowy tchórz | 08:45 poniedziałek, 15 listopada 2010 | linkuj a nie mówiłem?
marchos
| 22:40 sobota, 13 listopada 2010 | linkuj Fajna wycieczka, ale przygody z psem to Ci nie zazdroszczę. Hmmm .... co ci tu powiedzieć.... ja pewnie też zbagatelizowałbym to ugryzienie, ale tak na rozsądek to powinno się pójść do lekarza i przyjąć serię zastrzyków w dupsko- dla pewności :-(.
Mnie też dziś kilka Burków goniło po szosie, ale na szczęście szosą to jechałem na tyle szybko, że nie były w stanie mnie dogodnić.
adas172002
| 20:30 sobota, 13 listopada 2010 | linkuj Fajna wycieczka, gdzieś już widziałem tę trasę :-)

Na zwierzęta trzeba po prostu uważać. Gaz - pewnie zapomnisz go zabrać, a jeśli nie - nie zdążysz wyjąć z kieszeni, szkoda zachodu.

A mostek coś im przypomina - zobacz całą relację RwM.org.pl
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa nages
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]