Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi sirmicho z Gdańska.

Dystans całkowity: 21855.64 km
Dystans w terenie: 3601.50 km
Średnia prędkość: 20.71 km/h
Dystans w terenie podaję na oko. Więcej o mnie.

Statystyki


button stats bikestats.pl
poprzednie lata
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sirmicho.bikestats.pl

Kontakt

|




Dane wyjazdu:
167.01 km 0.00 km teren
07:03 h 23.69 km/h
Maks. pr.:40.89 km/h
Temperatura:
Podjazdy:205 m

Żuławy Wkoło 2011

Sobota, 24 września 2011 · dodano: 25.09.2011 | Komentarze 7

Stało się. Wystartowałem w drugiej edycji maratonu Żuławy Wkoło. W tym roku cel był inny niż w zeszłym. Wtedy celem było przejechanie dystansu. Tym razem byłem pewien, że ten dystans przejadę. Moim zadaniem było dowieźć do mety moją żonę :)

Do Tczewa zabraliśmy się z Adamem jego blachosmrodem. Całą trasę Żuław Wkoło pokonaliśmy również wspólnie (ale już bez auta). Na starcie spotykamy się z Turystą, Luszim i Marchosem.

Wystartowaliśmy w drugiej grupie. Na początku mocno się zdziwiłem. Do roweru przymocowałem sobie ostatnio zakupiony bagażnik. Na niego załadowałem sakwę wypchaną sześcioma kilogramami rzeczami. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się, że ten balast będzie miał aż tak duże znaczenie na samą jazdę. Ruszanie z miejsca i przyspieszanie w ogóle, sprawiało mi z początku trudność. Po jakimś czasie się przyzwyczaiłem do tego, że muszę użyć zdecydowanie więcej siły, żeby rozpędzić rower. Pojazd inaczej też zachowywał się na zakrętach.

Cień © sirmicho


Do Świbna staramy się jechać w grupie z innymi uczestnikami. Tempo jest dość mocne. Niestety zbyt mocne dla Ani i musimy nieco spuścić z tonu. Z pędzenia 30 km/h spuszczamy na 25-26 km/h i taką prędkością dojeżdżamy do pierwszego bufetu... z którego nie korzystamy, bo akurat prom dobił do brzegu i od razu władowaliśmy się na pokład. Już ten kawałek pokazał, że łatwo nie będzie. Wiatr hulał utrudniając nam jazdę.

Na promie w Świbnie © sirmicho

Wisła © sirmicho

Na promie © sirmicho


Po drugiej stronie czeka nas niespodzianka. W Mikoszewie wprost na nas wybiegają... konie. Musiały komuś uciec. Było ich chyba z pięć. Wybiegły prosto na ulicę. Niektórzy zdążyli czmychnąć przed nimi (w tym Ani). Mi się nie udało i musiałem jednego przepuścić. Kawałek dalej spotkałem kolejne dwa konie stojące na poboczu drogi.

Sądziłem, że po zmianie kierunku jazdy wiatr przestanie dokuczać, ale tak się nie stało. Nadal było ciężko. Dopiero tak koło 50 km było troszkę luźniej i wiatr powiał w plecy. Nasz pierwszy dłuższy postój (nie licząc promu) miał miejsce w Ostaszewie. Pamiętając pyszne pierogi z zeszłego roku miałem nadzieję, że i tym razem będę mógł poczuć ich smak. Niestety nie było pierogów. Ale za to był przepyszny barszcz z krokietami. Barszcz tak mi smakował, że wypiłem z trzy dokładki :)

Do kolejnego bufetu (w Nowym Stawie) Ania przeżyła pierwszy kryzys. Było już tak źle, że nawet przez moment zastanawiała się nad skróceniem dystansu i pojechaniem na 90 zamiast 170 km. Siłą woli (i Snickersa) jechała jednak dalej. Dobrnęliśmy do Nowego Stawu, gdzie zjadłem kartoflankę i banana. Za Nowym Stawem było rozwidlenie. W lewo jadą długodystansowcy, prosto średniodystansowcy. Ania bez wahania skręciła w lewo. Dzielna dziewczyna.

Przed Malborkiem wjeżdżamy na najtrudniejszy fragment trasy. W zeszłym roku, tuż za Malborkiem miałem poważny kryzys. Bardzo nie lubię tego kawałka. Prowadzi on drogą krajową 55 aż za Sztum (20 km). Towarzyszą nam więc blachosmrody. Zadania nie ułatwia wiatr, a do tego dopada nas również deszczyk. No i sama droga jest trudniejsza. O ile cała trasa Żuław jest płaska jak patelnia to ten właśnie fragment jest pomarszczony. Nie są to jakieś wymagające podjazdy, ale jest ich dość sporo i potrafią sprawić kłopoty.

Za Sztumem wjeżdżamy za to w las i tam mamy kawałek lekko z górki. Ten fragment trasy jest zdecydowanie najprzyjemniejszy. Za lasem trafiamy do Ryjewa a tam przedostatni już bufet na trasie. Tutaj jedzenie nie do końca mi podeszło, choć kanapki były pyszne. Ale za to była COLA! A cukru nam bardzo brakowało. Nie wiem ile wyżłopałem, ale było tego sporo... no, w końcu jako nałogowy colarz, nie potrafiłem sobie odmówić. Na miejscu jedna z pań obsługujących bufet zrobiła Ani zdjęcie, bo jak stwierdziła, jest trzecią kobietą która ich odwiedziła. Jak już się zbieraliśmy do dalszej jazdy na bufet docierają jeszcze dwie osoby. Aaa, więc nie jesteśmy ostatni.

Po Ryjewie myślę, że teraz to już pójdzie gładko. I faktycznie mi się jechało całkiem spokojnie. Wiatr nieco odpuścił, czułem że mam siły. Gorzej było z Anią, bo zaczęła narzekać na ścięgno w lewej nodze. Ale dzielnie walczyła dalej.

Tuż przed śluzą w Białej Górze okazuje się, że trasa jest nieco skrócona w stosunku do tej zeszłorocznej. Wtedy odbijaliśmy w prawo na Benowo i robiliśmy taki mały objazd bokiem. Teraz zaoszczędzamy kilka kilometrów jadąc prosto. Robimy sobie postój na wspomnianej śluzie. Jak wyruszamy dostaję smsa od Turysty, że właśnie wyjeżdżają z Miłoradza (chyba tak się to odmienia). Nie odstawili nas jednak tak mocno jak przypuszczałem. Szczerze mówiąc sądziłem, że o tej porze będą już bliżej mety.

Śluza w Białej Górze © sirmicho

Adaś © sirmicho

Tylko mnie brakuje © sirmicho


Do Miłoradza jedzie się ciężko, bo i nawierzchnia jest tutaj w kiepskim stanie. Ale chyba i tak jest lepiej niż rok temu. Może to właśnie o tych łatach mówił organizator twierdząc, że jest trochę nowego asfaltu. Ale nie, faktycznie później jest gładka nawierzchnia.

Ostatni bufet to pyszne racuszki i kompocik. Ania zjada szarlotkę i Adam... nie wiem, ale też coś wszamał. Nie gościmy długo i ruszamy dalej. Do Tczewa było już blisko więc i czas szybko mijał. We wsi Bystrze bodajże, mieszkańcy zrobili nam miłą niespodziankę. Dzieci rozłożyły w poprzek linę ozdobioną wstęgami i opuściły tuż przed nami, dopingując nas przy tym. Było to bardzo miłe.

Kawałek dalej z naprzeciwka nadjeżdża Magic, który już swój maraton ukończył i dokręcał dodatkowe kilometry. Dołączył do nas i towarzyszył nam do mety. W związku z tym finiszował aż dwa razy. Szkoda tylko, że dostał jeden tylko dyplom.

Meta nas rozczarowała. Fakt, że wjeżdżamy późno (jest już po 18), ale nie spodziewałem się, że będzie tam już... pusto. Ekipa się zbierała, meta została rozebrana. Przywitały nas jedynie kilka osób. Sczytano nasz kod kreskowy (bo tym razem czipów nie było). Wręczono nam dyplomy i żetony na makaron i piwo. Cóż... zabrakło klimatu na koniec.

Bufet za metą © sirmicho


Tak czy siak udało się spełnić wszystkie założone plany. Przede wszystkim - Ania dała radę, pobijając w ten sposób swój życiowy rekord dystansu (poprzedni to 120 km z KaszebeRundy). Wielkie gratulacje! Po drugie - na każdym z wyznaczonych "checkpointów" udało się być przed założonym czasem. I po trzecie - bagażnik i sakwa się sprawdziły. Przy okazji, jeśli zastanawiacie się nad sprzętem bagażowym to mogę polecić wyroby Sport Arsenal. A kupić możecie TU.

Rowery po 170 km © sirmicho


Organizacyjnie... w tym roku było skromniej. Widać, że maraton w Szwecji pochłonął dużo czasu i sił organizatorów i Żuławy zostały nieco "odpuszczone". Na minus zdecydowanie zastąpienie czipów kodem kreskowym. Sama zmiana to nie taki problem ale zabrakło stopowania czasu na postojach, przez co czas przejazdu jest nieporównywalny z poprzednim. Rok temu czas zatrzymywano przed przepływem promem i startowano za nim. Tym razem tak nie było i od razu czas przejazdu zwiększał się o pół godziny.

Zabrakło też... a dobra, nie będę już marudził, bo mimo tych minusów było oczywiście świetnie. Za rok pewnie znów pojadę.

Dzięki Adam za towarzystwo i transport.

Trasa:


P.S. Znów mi licznik coś szwankuje, bo mimo korekt nadal nalicza za dużo km :|
Kategoria wypady, z Anią



Komentarze
emonika
| 07:01 poniedziałek, 26 września 2011 | linkuj Heej :)
Nooo proszę - serdeczne gratulacje i ode mnie :)
Dla Ani i dla Ciebie :)
Wy się dobrze bawiliście, a u nas w klubie trwały ostatnie prygotowania do kościerskiego maratonu mtb - i się udało wszystko - 250 zawdoników -piękna pogoda.
Pozdrawiam :)
sirmicho
| 06:16 poniedziałek, 26 września 2011 | linkuj Dziękujemy za gratulacje :)
marchos
| 21:05 niedziela, 25 września 2011 | linkuj Brawo i szczególne gratulacje dla Ani. Doskonała średnia !!
Magic
| 19:27 niedziela, 25 września 2011 | linkuj Gratulacje, gratulacje! Miło było Was poznać i mam nadzieję, że następnym razem uda nam się dłuższy kawałek wspólnie przejechać :-)
sikorski33
| 16:17 niedziela, 25 września 2011 | linkuj Ja też składam gratulacje. Pokonać tak długi dystans w silnym wietrze to jest duży wysiłek. Osobno gratulacje dla Pani Ani ! Ja też jechałem, ale 90 km. Robiłem fotorelację z maratonu a to wiązało się z długimi postojami. Tak że przejechałem maraton relaksowo.
Pozdrawiam
Ania | 14:32 niedziela, 25 września 2011 | linkuj :) dziękuję za miłe słowa:)było ciężko ale dałam radę!!na szczęście ludzkie uszy nie mogły usłyszeć tych wszystkich przekleństw, które chwilami miałam w głowie:) były też chwile wielkiego śmiechu jak np.pojawienie się jednej z "atrakcji" maratonu o których tu nie wspomniałeś Micho :) hehh myślę tu o atrakcjach nie przewidzianych nawet przez samych organizatorów:)tzw."ssak leśny" albo "jagodzianka"stojącej między Malborkiem a Sztumem:) choć na Kaszebe podobało mi się bardziej tym razem startowałam z najlepszymi:)... Jacek,Luszi i Marchos oczywiście Adam i Maciek też świetni kompani:)Dziękuję, pozdrawiam no i pozostaje nadzieja, że następnym razem pojedziemy na Kaszebe;).
Turysta
| 12:49 niedziela, 25 września 2011 | linkuj Gratulacje dla Ani. (Dla Ciebie to była pestka.)

I zmień datę na wczorajszą. ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa piech
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]