Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi sirmicho z Gdańska.

Dystans całkowity: 21855.64 km
Dystans w terenie: 3601.50 km
Średnia prędkość: 20.71 km/h
Dystans w terenie podaję na oko. Więcej o mnie.

Statystyki


button stats bikestats.pl
poprzednie lata
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sirmicho.bikestats.pl

Kontakt

|




Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2010

Dystans całkowity:789.03 km (w terenie 205.00 km; 25.98%)
Czas w ruchu:36:33
Średnia prędkość:21.59 km/h
Maksymalna prędkość:63.17 km/h
Suma podjazdów:4550 m
Liczba aktywności:39
Średnio na aktywność:20.23 km i 0h 56m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
112.12 km 31.00 km teren
05:22 h 20.89 km/h
Maks. pr.:56.52 km/h
Temperatura:
Podjazdy:820 m

Do Wieżycy

Niedziela, 24 października 2010 · dodano: 24.10.2010 | Komentarze 9

Moim celem była od jakiegoś czasu Wieżyca. Niedawno byłem na służbowym wyjeździe w Kolanie (pod Wieżycą). Chciałem na ten wyjazd dojechać i wrócić rowerem. Niestety z przyczyn formalnych nie udzielono mi pozwolenia na dojazd bikiem. Co się odwlecze to nie uciecze. Pojechałem dzisiaj.

Z początku podróż układała się kiepsko. Wyjechałem wczesnym rankiem, jeszcze po ciemku. W Klukowie zrobiłem błąd. Postanowiłem zmienić trasę. Kompletnie nie wiem czemu stwierdziłem, że jednak zawrócę i skieruję się na Rębiechowo, zamiast pchać się przy lotnisku. Może obawiałem się ruchu ulicznego, choć spodziewałem się (i słusznie), że ten nie będzie duży z racji tego, że jest niedziela i do tego rano. No ale jak postanowiłem tak zrobiłem. Dobrze wiedziałem, że dojazd do Rębiechowa z Klukowa to droga przez mękę. Nie wiem, może poczułem zew przygody. Zew ów zdechł w momencie jak po ciemku władowałem się w okropne błoto (przy okazji zaliczając glebę na na szczęście suche pobocze). Jeszcze chwilę próbowałem przez to przebrnąć, ale poddałem się i zawróciłem. Słusznie zresztą. No, ale na tym nie koniec. Najgorsze stało się później i spowodowało, że rozważałem powrót do domu. Ilość błota, które zapaćkało mi napęd, spowodowała, że zerwała się spinka łańcucha. Ciemno jak w... nocy, do tego jakiś pies ujada, budząc pewnie właścicieli posesji, a ja z latarenką szukam dwóch części spinek w błocie. W końcu szlag mnie trafił i wróciłem do roweru. Na szczęście jestem dość przezorny i miałem zapasową. Jak już skończyłem zabawę ze spinką, zrobiło się jasno. Całą drogę jednak martwiłem się o to, że jak ta spinka się nie sprawdzi, to zapasu już nie mam.

Ulica Nowatorów przywitała mnie bardzo fajną ścieżką rowerową. Podobno jest już jakiś czas, ale nie miałem do tej pory okazji nią pojeździć. Na całej długości od ul. Budowlanych aż do Rębiechowa za lotniskiem jest asfaltowa, prawie równiutka ścieżka asfaltowa (miejscami kostka). Bardzo fajny kawałek.

Interesująca sytuacja spotkała mnie w lasach Skrzeszewskich. W ogóle bardzo przyjemnie jechało mi się ten fragment trasy. Droga leśna miejscami miała spore kałuże, ale dało się przejechać bez taplania się w błocku, bo tego już nie chciałbym powtarzać. A co to była za interesująca sytuacja? W pewnym momencie przeciął mi drogę jakiś jeleń (bo na sarnę to było za duże). Trochę mnie wystraszył, bo nie zauważyłem go wcześniej. No i pierwszy raz w życiu spotkałem jelenia (przyjmuję, że to jednak on) na żywo.

Końcówkę dojazdu do Wieżycy zmodyfikowałem. Miałem pierwotnie zamiar w Egiertowie odbić na Rąty i tamtą stroną przebić się na Wieżycę. Ale zaczęło padać i stwierdziłem, że przemęczę się, jadąc krajową dwudziestką. Zmokłem jak cholera, ale chyba szybciej byłem tym sposobem pod osłoną drzew.

Będąc pod Wieżycą głupio było na nią nie wjechać. Usłaną liśćmi drogą wdrapałem się spokojnym tempem na sam szczyt. Kiedy piechotą pokonywałem to samo podejście, będąc w delegacji, spodziewałem się, że będzie trudniej. Stwierdzam, że podjazd na nasz Pachołek jest zdecydowanie bardziej wymagający. Na mapie nie ma zaznaczonego podjazdu na Wieżycę, bo mój zapis GPS coś się rozkraczył, a nie mam pewności jaki przebieg miała ta trasa. W każdym razie wjeżdżałem czarnym szlakiem. Potem, i tego też nie ma na mapce, błądziłem trochę po okolicy. Fajne miejsce. Podobało mi się.

Wracałem inną trasą. Wreszcie wyszło słońce, które nieśmiało zaczęło grzać. Choć nie obyło się też bez deszczu po drodze. W Goręczynie zahaczyłem o sklep, by wreszcie zjeść jakieś śniadanie (Mars i cola).
Widok z Goręczyna © sirmicho

Część trasy (od Dzierżążna) znałem już z wcześniejszej wycieczki "Szlakiem Siedmiu Jezior", którą kiedyś odbyłem razem z Luszim. No to Luszi zobacz co się stało z tym skrótem, którym przejeżdżaliśmy w okolicach Młynka. Jakaś przyrodnicza katastrofa.
Powalone drzewa niedaleko Młynka © sirmicho

Powalone drzewa niedaleko Młynka © sirmicho

Powalone drzewa niedaleko Młynka © sirmicho

Było tych drzew znacznie więcej, jeszcze głębiej. Musiało tam mocno wiać. W ogóle ten odcinek był bardzo nieprzyjemny. Grząsko, mokro i błotnisto. Od tego miejsca jechało mi się zdecydowanie gorzej. Łańcuch niestety nadaje się już do wymiany, przeskoki stały się wręcz irytujące.

Rower po wycieczce nadaje się do gruntownego mycia, ale nie mam dziś już na to siły. Niestety nie obyło się bez uszkodzeń. Niestety moje ochraniacze na buty zaczęły się sypać:/ Gumowy ściągasz przy podeszwie w jednym miejscu odłączył się od materiału. Tak samo rzepy pod podeszwą tracą połączenie z resztą ochraniacza. Czeka mnie szycie.

Mimo przeciwności losu wycieczka była bardzo udana. No i kolejna setka strzeliła w tym roku (trzecia).

A oto trasa:
Kategoria solo, wypady


Dane wyjazdu:
16.45 km 4.00 km teren
00:53 h 18.62 km/h
Maks. pr.:31.35 km/h
Temperatura:
Podjazdy:156 m

Z pracy... i walka z wiatrem

Piątek, 22 października 2010 · dodano: 22.10.2010 | Komentarze 8

No wiedziałem, że dzisiaj miało mocno wiać... ale dlaczego prosto w ryj? Męczarnia przez całą drogę, ale i tak było fajnie :)

Info dla Adasia:
Moje błotniki dziś rano niewiele dały, całe plecy miałem w błotniste groszki... jakby mi się jakiś żul zhaftował na plecy.

A wczoraj dowiedziałem się, że w grudniu w Gdańsku zagra Tiamat.

Cholera, kolejny koncert się szykuje:)
Kategoria do/z pracy, solo


Dane wyjazdu:
16.55 km 4.00 km teren
00:43 h 23.09 km/h
Maks. pr.:37.05 km/h
Temperatura:
Podjazdy: 19 m

Do pracy

Piątek, 22 października 2010 · dodano: 22.10.2010 | Komentarze 3

No i proszę. Deszcz. Zawsze po nocnych opadach zostawiałem rower w domu i jechałem busem. Również podczas opadów raczej nie jeździłem. Ale dziś pojechałem.

Kościerska to nie był najlepszy pomysł, wracać będę inną drogą. Niestety wystarczy troszkę deszczu i miejscami Kościerska jest wypłukana, trzeba uważać.

Dodatkowo zaczął mi łańcuch przeskakiwać na wyższym przełożeniu tylnej przerzutki. Może dostało się tam trochę błotka, ale to chyba jednak napęd (a na pewno łańcuch) domaga się wymiany.

Niestety hamulce w mokrych warunkach działają beznadziejnie. BEZNADZIEJNIE. Muszę uważać i reagować odpowiednio wcześniej. Podobno tarczówki działają niezależnie od pogody. Chyba tylko nie moje.

No i ciuchy sprawdziły się w deszczu rewelacyjnie. Buty suche, rękawiczki też nie przemokły, a windstopperowa kurtka okazała się też skutecznym rainstopperem. Fakt, że nie lało jak z cebra, ale widać że do pracy w tej kurtce dojadę podczas większych deszczów.
Kategoria solo, do/z pracy


Dane wyjazdu:
16.49 km 4.00 km teren
00:51 h 19.40 km/h
Maks. pr.:34.20 km/h
Temperatura:
Podjazdy:156 m

Z pracy

Czwartek, 21 października 2010 · dodano: 21.10.2010 | Komentarze 3

Powrót jak powrót, bez rewelacji. W Oliwie pracują nad ścieżką na moście przy Młynie.

Kościerska dziś usłana kolorowymi liśćmi. Ogólnie pięknie.
Kościerska © sirmicho
Kategoria do/z pracy, solo


Dane wyjazdu:
16.54 km 4.00 km teren
00:38 h 26.12 km/h
Maks. pr.:42.27 km/h
Temperatura:
Podjazdy: 19 m

Do pracy... i nienawidzę się spóźniać

Czwartek, 21 października 2010 · dodano: 21.10.2010 | Komentarze 5

Dziś jak wrócę z pracy to muszę coś zrobić z moimi kotami. Przez nie omal nie spóźniłem się dziś do pracy.

Położyłem się spać koło 23:00. O północy koty wymyśliły, że pobawią się w berka. Zabawa ta jest bardzo głośna i bolesna, bo zazwyczaj kończy się w naszym łóżku. Około pierwszej w nocy Felix coś tam jęczał ale dał sobie spokój po 15 minutach. Po drugiej Rysi przypomniało się, że jest głodna. A jak jest głodna, a my śpimy to wskakuje na kredens i drapie w drzwi. Robi to do czasu aż ktoś wstanie... zazwyczaj jestem to ja. Wstałem więc, ale nie po to, żeby ją nakarmić (ten stwór waży 6,4 kg... koniec z przejadaniem) tylko przyniosłem jakąś doniczkę z rośliną z salonu i postawiłem na kredensie, żeby Ryśka już się tam nie zmieściła. Podziałało... do czasu kiedy Rysia nie wymyśliła, że podrapie sobie w drzwi w łazience. W końcu dała za wygraną i zasnąłem.

Rano budzik obudził mnie planowo - 5.30. Ale jak podniosłem głowę i spojrzałem na zegarek była już 6.20. Nie wiem kiedy wcięło mi 50 minut z życia. 6.20 - o tej porze to ja już jestem w Oliwie, a tu trzeba się jeszcze umyć, ogolić i ubrać. O 6.45 (o tej porze jestem zazwyczaj już za Wrzeszczem) wychodziłem z domu.

Kurde, już dawno tak szybko nie jechałem. Na granicy wytrzymałości. W lesie po ciemku na zabój z górki. Do pracy wjechałem 4 minuty przed czasem (jupi!). W wyniku tego osiągnąłem bardzo dobry czas, już dawno nie miałem tak dobrej średniej. A teraz muszę ochłonąć.

w sumie gdybym się spóźnił 10 minut nie byłoby chyba wielkiej afery... ale ja nienawidzę się spóźniać. Spóźnialstwo to obok niesłowności najgorsza cecha.
Kategoria do/z pracy, solo


Dane wyjazdu:
16.64 km 4.00 km teren
00:51 h 19.58 km/h
Maks. pr.:35.15 km/h
Temperatura:
Podjazdy:156 m

Z pracy... i spotkanie z marchosem, którego nie było... i ważenie

Środa, 20 października 2010 · dodano: 20.10.2010 | Komentarze 8

Bardzo spokojnym tempem do Wrzeszcza na spotkanie. Nie chciałem się spocić więc lajtowo. A do tego miałem plecak, który ważył 7 kg.

Jadąc z Wrzeszcza spotkałem marchosa. Ale on nie spotkał mnie. Przed skrzyżowaniem Grunwaldzkiej z Wojska Polskiego (na wysokości Żaka) widzę gościa ubranego na czerwono, z mrugającą lampką na kierownicy. To na pewno marchos. No i to był on. Zjeżdżam więc ze ścieżki, żeby się zatrzymać, a robię to w ten sposób, że przejeżdżam przed nim przekraczając jego tor jazdy. Musiał mnie zauważyć, bo słyszałem jak pisnęły mu hamulce. Zatrzymałem się i krzyczę "Cześć Marcin" kiedy mnie mija. Nie hamuje. Myślę sobie, że pewnie nie ma tu wystarczająco miejsca, żeby bezpiecznie się zatrzymać i zrobi to kawałek dalej. Ale jak się obróciłem to marchos był już hen daleko, prawie pod Galerię Bandycką pognał. Także drogi marchosie, jesteś nie tylko ślepy, ale też i głuchy :) Ale za to przejechałeś skrzyżowanie na zielonym świetle :D

W domu odbyło się ważenie. Co miesiąc kontroluję wagę moich kotów (i obniżam racje żywnościowe... przynajmniej w teorii) no i przy okazji swoją, bo żeby zważyć kota muszę zważyć siebie. No i się ucieszyłem, bo okazało się, że przez miesiąc schudłem kolejne 3 kg. Od czerwca ubyło mi 7 kg, co uważam za dobry wynik, ponieważ nie zmieniałem diety, a jem sporo i niezdrowo. Pasuje mi to.
Kategoria do/z pracy, solo


Dane wyjazdu:
16.55 km 4.00 km teren
00:43 h 23.09 km/h
Maks. pr.:37.05 km/h
Temperatura:
Podjazdy: 19 m

Do pracy

Środa, 20 października 2010 · dodano: 20.10.2010 | Komentarze 0

Dziś termometr mnie zaskoczył. +7? Ale w sumie było zimno.

Jeśli wczoraj pisałem, że miałem ciężki plecak to muszę to sprostować. Wczoraj był umiarkowanie ciężki... dziś jest cięższy.
Kategoria do/z pracy, solo


Dane wyjazdu:
16.66 km 4.00 km teren
00:48 h 20.82 km/h
Maks. pr.:37.05 km/h
Temperatura:
Podjazdy:156 m

Z pracy

Wtorek, 19 października 2010 · dodano: 19.10.2010 | Komentarze 0

Z krótkim postojem we Wrzeszczu.
Kategoria do/z pracy, solo


Dane wyjazdu:
16.50 km 4.00 km teren
00:42 h 23.57 km/h
Maks. pr.:37.05 km/h
Temperatura:0.0
Podjazdy: 19 m

Do pracy

Wtorek, 19 października 2010 · dodano: 19.10.2010 | Komentarze 1

Dziś było mi bardzo ciepło. A to głównie dlatego, że mam dziś napakowany plecak. Nie lubię jeździć z plecakiem, bo plecy nagrzewają się momentalnie.

Testowałem dziś kominiarkę, choć na nią jeszcze zdecydowanie za ciepło. Bardzo dobrze utrzymuje ciepło. Aż się w niej zgrzałem. Najważniejsze, że dzięki niej wdycham ciepłe powietrze (a może to dwutlenek węgla, który sam wydycham). A z minusów to niestety to, że jak się zatrzymam to momentalnie parują mi okulary (zwykłe korekcyjne). Muszę ściągać materiał z nosa i ust, żeby do tego nie doszło. No ale jakoś trzeba będzie to opanować.
Kategoria do/z pracy, solo


Dane wyjazdu:
16.45 km 4.00 km teren
00:48 h 20.56 km/h
Maks. pr.:35.15 km/h
Temperatura:
Podjazdy:156 m

Z pracy

Poniedziałek, 18 października 2010 · dodano: 18.10.2010 | Komentarze 0

Kategoria do/z pracy, solo