Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi sirmicho z Gdańska.

Dystans całkowity: 21855.64 km
Dystans w terenie: 3601.50 km
Średnia prędkość: 20.71 km/h
Dystans w terenie podaję na oko. Więcej o mnie.

Statystyki


button stats bikestats.pl
poprzednie lata
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sirmicho.bikestats.pl

Kontakt

|




Wpisy archiwalne w kategorii

do/z pracy

Dystans całkowity:16649.46 km (w terenie 2141.60 km; 12.86%)
Czas w ruchu:777:40
Średnia prędkość:21.38 km/h
Maksymalna prędkość:60.50 km/h
Suma podjazdów:79857 m
Maks. tętno maksymalne:183 (92 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:11061 kcal
Liczba aktywności:788
Średnio na aktywność:21.13 km i 0h 59m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
22.75 km 4.00 km teren
01:02 h 22.02 km/h
Maks. pr.:33.72 km/h
Temperatura:
Podjazdy:178 m

Z pracy

Środa, 6 lipca 2011 · dodano: 06.07.2011 | Komentarze 0

Nic nadzwyczajnego po drodze. Łańcuch dzielnie się trzyma. Wytrzymał podjazd pod górę. Daje radę:)
Kategoria solo, do/z pracy


Dane wyjazdu:
25.31 km 0.00 km teren
01:05 h 23.36 km/h
Maks. pr.:47.02 km/h
Temperatura:
Podjazdy: 20 m

Do pracy

Wtorek, 5 lipca 2011 · dodano: 05.07.2011 | Komentarze 0

Nadal na starym łańcuchu. Ale za to nagiąłem trochę wózek w przerzutce i... jest lepiej. Trochę się wprostowało. Po południu spróbuję nagiąć mocniej, byleby tylko nie przegiąć.

A w muzyczce na dziś kobieta, która mogłaby mi śpiewać kołysanki na dobranoc. Głos anioła. Panie i panowie (panowie zwłaszcza) - oto Tarja Turunen.

.
Kategoria do/z pracy, z Anią


Dane wyjazdu:
23.43 km 1.00 km teren
01:14 h 19.00 km/h
Maks. pr.:41.32 km/h
Temperatura:
Podjazdy:197 m

Z pracy... i wymiana łańcucha

Wtorek, 5 lipca 2011 · dodano: 05.07.2011 | Komentarze 4

Czekając na Anię widziałem Marchosa jak kierował się na nadmorską. Myślałem, że spotkamy się na Reja, jak będzie kręcił rundki, ale albo ich nie kręcił albo wykręcił z dobrą prędkością.

Po powrocie do domu zabrałem się za czyszczenie napędu i wymianę łańcucha w swoim Kubusiu. Przed chwilą skończyłem. Niestety nowy łańcuch, czego można było się spodziewać, przeskakuje. Ale nie spodziewałem się, że tylko na jednej koronce będzie się tak działo. Na wszystkich pozostałych działa bez zarzutu. Będę go woził jako łańcuch awaryjny. Naprawiłem więc stary łańcuch. Mam nadzieję, że moje "kucie" nie rozleci się na pierwszej jeździe. Jutro się okaże.

O matko! Ale se usyfiłem klawiaturę!
Kategoria z Anią, do/z pracy


Dane wyjazdu:
25.35 km 0.00 km teren
01:08 h 22.37 km/h
Maks. pr.:46.07 km/h
Temperatura:
Podjazdy: 20 m

Do pracy

Poniedziałek, 4 lipca 2011 · dodano: 04.07.2011 | Komentarze 0

Miałem nastawienie na dziś, by jechać nawet jakby padało rano (kurteczka się w piątek sprawdziła). Ale wbrew prognozom, nie padało. No i dobrze.

Do pracy na totalnym lajcie, bo przez weekend nie zdążyłem się zabrać za łańcuch. Jechałem więc na tym pospinanym dwoma spinkami. Obejrzałem sobie dokładniej za to moją przerzutkę (jeszcze nie zdejmowałem). Wydaje mi się, że hak jest prosty. Zatem nie wiem co może być przyczyną takiego wygięcia wózka. Mam nadzieję, że jak zdejmę przerzutkę i ją wyczyszczę to coś się poprawi, ale szczerze mówiąc, boję się za nią zabierać.
Kategoria do/z pracy, z Anią


Dane wyjazdu:
23.99 km 1.00 km teren
01:19 h 18.22 km/h
Maks. pr.:42.27 km/h
Temperatura:
Podjazdy:197 m

Z pracy

Poniedziałek, 4 lipca 2011 · dodano: 04.07.2011 | Komentarze 0

Po drodze kilka spotkań - marchos, a potem turysta.
Po drodze przystanek w Realu (wprowadziłem rowery do środka, bo na zewnątrz dość chłodno i jak zwykle pan ochroniarz przyszedł się zapytać czy na pewno nie mam zamiaru tym rowerem wejść dalej). Potem myjka. Na horyzoncie mignął Luszi. A potem zajazd do cukierni na lody.
Kategoria do/z pracy, z Anią


Dane wyjazdu:
28.48 km 0.00 km teren
01:07 h 25.50 km/h
Maks. pr.:50.82 km/h
Temperatura:
Podjazdy: 30 m

Do pracy... i wykład o "zamawianiu na syfa"

Piątek, 1 lipca 2011 · dodano: 01.07.2011 | Komentarze 2

Rano dżdżyło. Znów dobre tempo, dobra jazda.

Pojechałem dziś znów przez Marynarki Polskiej, choć wcale nie miałem ochoty na dokręcanie dystansu. Ale jeszcze mniejszą ochotę miałem na otwieranie wszystkich drzwi w biurze. Jak się okazało i tak mnie to nie ominęło. Chyba muszę jeszcze bardziej wydłużyć trasę.

Ok, a teraz wracając do wpisu Lusziego i komentarzy pod nim:

RZECZ O ZAMAWIANIU NA SYFA

"Zamawianie na syfa" była dość popularną zabawą w latach 80. Przynajmniej tak było w szkole podstawowej nr 1 w gdańskiej Morenie. Na czym rzecz polegała? Na początek należy rozróżnić dwie diametralnie różniące się typy zabawy.

1) Zamawiam na syfa - typ pierdzący

Zabawa miała proste zasady, które uczestnicy pojmowali w mig. Generalnie nie było możliwości uniknięcia uczestnictwa w zabawie. Uczestniczył w niej każdy, za wyjątkiem dziewczyn i osób, które nauczyły się panować nad sobą. Ci drudzy pokazują, że zabawa niosła za sobą misję wychowawczą.
Ale o co chodzi? Osoba, której zdarzyło się, mówiąc najdelikatniej, purtnąć (purknąć, pierdnąć, puścić bąka tudzież gaz), powinna jak najszybciej krzyknąć "zamawiam na syfa" i skrzyżować palec wskazujący ze środkowym. Jeśli tego się nie zrobiło, osoba która namierzyła sprawcę brzydkiego zapachu (fetoru, odoru, smrodu) miała prawo wymierzyć w trybie natychmiastowym egzekucję poprzez zasadzenie kopa w pupę (tyłek, zadek, kuper, dupę).

Bardziej popularną wariacją tej zabawy było "aucik/karniak". Róznica polegała na tym, że winowajca musiał krzyknąć aucik, żeby być bezpiecznym. Natomiast kat przed wykonaniem egzekucji zobowiązany był wykrzyczeć "karniak".

Zabawa uczyła kilku rzeczy:
a) powstrzymywać pierdzenie
b) zmniejszała czas reakcji
c) zwiększała percepcję i analizę otoczenia
d) utrwalała nawyk przepraszania za publiczne pierdnięcie - problem tylko w tym, że jeżeli już się zdarzyło w poważniejszym towarzystwie pierdnąć to mówiło się "zamawiam na syfa" albo "aucik" zamiast "przepraszam".
e) szybko biegać

2) Zamawiam na syfa - typ berek

Ten typ zabawy był częściej spotykany. Otóż zwykła zabawa w berka czasem nie wystarczała i należało ją urozmaicić. "Zamawiam na syfa" nadawało się idealnie. Istnieje wiele odmian i są one słabo udokumentowane. U nas najpopularniejszy był tzw. berek rzucany. To znaczy, że zamiast klasyczne dotknięcia i przekazania berka tutaj rzucało się czymś. To coś musiało być nieprzyjemne, śmierdzące i zostawiające ślady... czyli jednym słowem - syf.
Osoba obdarowana syfem musiała przekazać go dalej. Klasyczny przykład - ogryzek. Ofiara musiała zaatakować kolejną osobę za pomocą tegoż samego ogryzka. Nie można jednak było trafić osoby, która zdążyła zamówić na syfa. Można było te osoby rozpoznać poprzez skrzyżowane palce (jak w przypadku wyżej), co oczywiście było poprzedzone odpowiednim okrzykiem. Czasem ofiar trzeba było szukać na innych korytarzach. Często też umawiano się jak długo zamówienie na syfa obowiązuje. Z czasem zamówienie wygasało i można było ofiarę zaatakować powiedzmy na następnej przerwie.

Po przeanalizowaniu i przestudiowaniu materiałów w Internecie, znalazłem jedno źródło traktujące o innej ciekawej odmianie tego typu "zamawiania na syfa". Cytuję (pisownia oryginalna):
A mieliście takie zabawy w przeczkolu, że ktoś na obiedzie wsadzał palca drugiej osobie do zupy i mówił krzyżując palce na rękach "ZAMAWIAM NA SYFA!" ? Nie można bylo juz wsadzić palca osobom które miały skrzyżowane palce, one juz byly nietykalne i trzeba było szukać kogoś na drugim końcu stołu, kto nie zauważył co się dzieje, żęby móc przekazać mu "syfa" .

Rozmawiałem z jeszcze jedną osobą, która przekazała mi informację, że istniała jeszcze odmiana "smarkowa" tej zabawy. Przekazanie syfa odbywało się poprzez wytarcie na kimś... no dobra, nie będę kończył.

Kończąc mój wywód, chciałem tylko wyrazić zdziwienie, że spora część znajomych nie zna, a nawet nigdy nie słyszało o tej zabawie. No to teraz nie możecie się już wymigać.

A na koniec:


Zamawiam na syfa!
Kategoria do/z pracy, z Anią


Dane wyjazdu:
23.66 km 1.00 km teren
01:27 h 16.32 km/h
Maks. pr.:16.23 km/h
Temperatura:
Podjazdy:197 m

Z pracy... i problem z Błędnikiem

Piątek, 1 lipca 2011 · dodano: 01.07.2011 | Komentarze 5

Padało i wiało bardzo mocno. Mogłem przetestować mój nowy nabytek - kurtkę rowerową z Biedronki za 40 zł. Świetnie poradziła sobie z deszczem, byłem suchy. Gorzej było z zimnym wiatrem, bo po prostu zmarzłem, ale nie oczekiwałem od niej, że będzie mnie grzała. W sumie to dobrze, że nie było mi ciepło, bo gdybym jechał szybkim tempem to bym się w niej zagotował.

Dziś bardzo wolno i asekuracyjnie, ale po kolei.

Błędnik. Światła. Zapalała się zielone. Ruszam. TRACH - słyszę. Pedały kręcą się szybciej. Czuję jak przechylam się na prawo. Desperacko próbuję się wypiąć z pedała. Udaje się. Podchodzi do mnie przechodzień. Wtedy się orientuję, że wypiąłem się za późno, leżę na asfalcie. Mężczyzna wyciąga do mnie ramiona, chyba chce mnie podnosić. Mówię, że nie trzeba - choć wcale nie byłem tego jeszcze pewien. Wstaję jednak o własnych siłach. Dziękuję przechodniowi i spoglądam na leżącego Kubusia. Mężczyzna, który spieszył mi z ratunkiem oznajmia mi od razu: "Łańcuch cały poszedł". Przeklinam w myślach. Znów? Przeprowadzam rower pod Zieleniaka i tam dokonuję oględzin. Znów to samo. Jedno ogniwko się wygięło i rozszczepiło. To już trzeci łańcuch w tym roku. Dwa poprzednie rozleciały się identycznie bodajże w marcu, z czego raz dokładnie w tym samym miejscu. Nie dalej jak wczoraj również na Błędniku (tylko w przeciwnym kierunku) łańcuch mi spadł. Dziś się rozleciał. Najwyraźniej mam problem z Błędnikiem... i łańcuchami w tym roku.

Dobrze, że miałem ze sobą zapasową spinkę i rozkuwacz. Zakładam spinkę i od tego momentu spokojnym tempem, bez obciążenia, jadę po Anię i do domu.
Kategoria do/z pracy, z Anią


Dane wyjazdu:
29.15 km 0.00 km teren
01:12 h 24.29 km/h
Maks. pr.:47.02 km/h
Temperatura:
Podjazdy: 10 m

Do pracy... zwiedzanie miasta, "spadnięty" łańcuch i 22 grosze.

Czwartek, 30 czerwca 2011 · dodano: 30.06.2011 | Komentarze 3

Dziś zależało Ani, żeby być szybciej w pracy. Wyjechaliśmy więc już o 5.30. Znow Ania bardzo ładnie szybkim tempem śmigała.

Na Reja mieliśmy małe spotkanie z dzikiem, ale na szczęście nie chciał się bardziej spoufalać i zniknął gdzieś w krzakach.

W związku z tym, że miałem sporo czasu do pracy postanowiłem pojechać sobie drogą, którą miałem sprawdzić już jakiś czas temu a nigdy jakoś okazji nie było. Otóż pojechałem dziś nadmorską ddr do końca. Fajny odcinek, laskiem. Wyjeżdża się na Krasickiego, dalej trzeba jechać ulicą. Nie jest to wielki problem, ruch był znikomy nad ranem. W pewnym momencie należało odbić w prawo w ulicę Wyzwolenia, ale że ja nie znałem tamtych rejonów to pojechałem główną (Oliwska). Okazało się, że od pewnego momentu jest w remoncie i skierowano mnie na jakiś objazd. Ten kawałek był słaby, kocie łby. W końcu docieram do Marynarki Polskiej. A tam dłuuuuuga i bardzo fajna droga dla rowerów. Co ważne, chyba tylko dwie sygnalizacje świetlne po drodze. Z ddr dobrze widać budowaną (a nawet już niemal zakończoną) PGE Arenę.


Z Marynarki Polskiej zjechałem w Reja, bo widziałem, że dalej ddr na Marynarki się kończy. Chociaż w sumie nie wiem czy nie lepiej byłoby pojechać dalej prosto. No ale skręciłem. Na Reja mały slalom między barierkami przy torach. W sumie to bezpieczniej tam z roweru zsiąść. Rejem (ciekawe, bo dziś zaliczyłem Reja - jakkolwiek to brzmi - w Sopocie i w Gdańsku) dostałem się do Hallera. Dalej już standardowo.

Na Błędniku łańcuch postanowił mi spaść. Pewnie jakoś mu w tym pomogłem, ale nie potrafię odtworzyć sytuacji. Efekt był taki, że łańcuch zleciał z blatu na zewnątrz i zaklinował się między pedałem a zębatką. Tak nieszczęśliwie, że nie potrafiłem go odblokować. W końcu musiałem odpiąć spinkę. To też nie było proste, bo z powodu zaklinowania się łańcucha, nie miałem jak go obrócić, a spinka znalazła się na tylnej zębatce. W końcu jakoś mi się udało. Przy okazji zobaczyłem jak bardzo mam już zasyfiony łańcuch. Umazałem się przeokrutnie.

Jak już dojechałem do pracy to tradycyjnie skoczyłem do sklepu spożywczego. Starszy pan przede mną kupował ziemniaki. Wyszło 4,27 zł, ale nie miał tyle. Miał 4,05 zł. Pani powiedziała, że mu nie starczy i nie sprzeda. Nie wiem czy to taki problem jest wyjąć z tego worka dwa ziemniaki i skasować te 4 zł? No, ale najwyraźniej był jakiś problem. Pan poczuł się bardzo zmieszany i widać, że wstyd mu było się przyznać, że nie ma więcej. W końcu zrezygnował z zakupu. Powiedziałem ekspedientce, żeby naliczyła mu ponownie te ziemniaki a ja tę resztę dopłacę. No ludzie... głupie 22 grosze? Pieniądz rządzi światem i poniża ludzi. Smutno mi było w tym sklepie dziś.

No to do posłuchania coś w temacie:

.

Aaa, dziś jest dodatek do Dziennika Bałtyckiego - Mapa ścieżek rowerowych. Tylko jakaś dziwna, bardzo nieczytelnie zaznaczone są te ścieżki.
Kategoria do/z pracy, z Anią


Dane wyjazdu:
27.34 km 0.00 km teren
01:21 h 20.25 km/h
Maks. pr.:47.02 km/h
Temperatura:
Podjazdy:197 m

Z pracy... niezła przeplatanka i rekord

Czwartek, 30 czerwca 2011 · dodano: 30.06.2011 | Komentarze 2

Na powrót umówiłem się z Jackiem, który już wcześniej zdążył nabić sobie trochę kilometrów. Pojechaliśmy moją poranną trasą, czyli wzdłuż Marynarki Polskiej i potem na ścieżkę nadmorską. W Sopocie zrobiliśmy krótki postój w oczekiwaniu na Anię. W międzyczasie widzieliśmy Marchosa, który śmignął na nadmorską. Chwilę później Jacek ruszył za nim, a ja z Anią pojechaliśmy standardową trasą powrotną przez Reja.

Nie wiem jak to się stało, ale podczas pierwszego postoju przy działkach na Reja dogonił nas Jacek, choć sądziłem, że jest już daleko przed nami. Pojechał kawałek z nami, po czym rozdzieliliśmy się na rozwidleniu. My pojechaliśmy na ostry podjazd, on na łagodny.

Chwilę po rozdzieleniu z przeciwnego kierunku pędził w dół Marchos, który szykował się do drugiej rundki. Zatrzymał się, pogadaliśmy chwilę i zdecydował się towarzyszyć nam na ostrym podjeździe. Na Spacerowej, na światłach, spotkaliśmy Jacka. No i już razem w czwórkę wróciliśmy do domu. Niezła przeplatanka.

Dziś, a właściwie już wczoraj, bo dziś to tylko dobiłem więcej kilometrów, pobiłem swój rekord dystansu w jednym miesiącu. W czerwcu zrobiłem ponad 1000 km i pobiłem rekord z poprzedniego miesiąca (932 km).

Jak już byliśmy na miejscu, udaliśmy się z Anią do cukierni na pyszne lody włoskie. Mniam. Trzeba pomyśleć nad stworzeniem z tego tradycji.

Kolejny raz Ania zaskakuje mnie dobrym tempem, ale tym razem pod górkę. Super.

Miałem dziś przedstawić krótki wykład na temat zamawiania na syfa, bo widzę, że jakieś braki w znajomości szkolnych zabaw się objawiły, ale już tyle się rozpisałem, że zostawię to sobie na jutro.
Kategoria do/z pracy, z Anią


Dane wyjazdu:
25.35 km 0.00 km teren
01:00 h 25.35 km/h
Maks. pr.:47.02 km/h
Temperatura:
Podjazdy: 10 m

Do pracy

Środa, 29 czerwca 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 0

Dziś z Anią. Noooo i muszę ją pochwalić. Bardzo dobra jazda do Sopotu, równym i szybkim tempem. Niemal całą drogę jechałem za nią (zAnią) i była dobrym liderem:)

A tak to nic ciekawego.

Muzyczka na dziś:

Świetny utwór, a ostatnie pół (?) minuty po prostu urzeka.
Kategoria do/z pracy, z Anią